***
Jordi...
Już
wszystko rozumiem, ale jak można być takim dupkiem i maltretować
taką dziewczynę, w ogóle jak można znęcać się nad jakąkolwiek
dziewczyną.
Patrzyłem
na nią jak zasypia i byłem szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy.
Przykryłem
ją i poszedłem do swojej sypialni.
***
Ania...
Od
mojej przeprowadzki minął już miesiąc, codziennie rozmawiam z
którymś z piłkarzy. David dzwonił do mnie jednak ja na razie nie
mogę mu wybaczyć tego, co zrobił.
Ze
mną też zaczyna się coś dziać, codziennie wymiotuje, jem o wiele
więcej niż wcześniej, dzisiaj postanowiłam iść do apteki.
Po
20 minutach czekałam na wynik.
2
kreski...
Nie
to niemożliwe, to nie może być prawda, jestem w ciąży z nim.
Chciałam
o nim zapomnieć, a teraz nie będę mogła.
***
Lupe...
Obudziłam
się rano z uśmiechem na twarzy, Jordi już wszystko wie, ale nie
martwię się, on nie jest taki jak Steven.
Jemu
mogę zaufać.
Ubrałam
się i zeszłam na dół, skąd dochodziły przepyszne zapachy.
Oparłam
się o framugę drzwi i patrzyłam na Jordiego, który właśnie
śpiewał piosenkę z radia.
Nie
umiałam już wytrzymać i zaczęłam się śmiać.
-O
cześć- powiedział zmieszany.
-Ładnie
śpiewasz.
-Haha
bardzo śmieszne.
-Nie
naprawdę.
-Dobra
skończmy, chcesz naleśnika?
-Jasne- uśmiechnęłam się.
-To
siadaj, zaraz będą.
-Ok.
***
Parę miesięcy później...
Siedziałam
w poczekalni i czekałam na swoją kolej, dziś miałam się
dowiedzieć jaką płeć będzie miało moje dziecko.
Davidowi
nic nie powiedziałam, bo po co sama je wychowam.
-Pani
Anna Vilanova?
Postanowiłam
zmienić nazwisko i przyjąć po tacie.
-Tak
to ja.
-Zapraszam
do gabinetu.
Lekarz
zrobił usg.
-Dziecko
rozwija się prawidłowo i z tego, co widzę to będzie chłopiec.
-Naprawdę?- odparłam z uśmiechem.
-Tak.
-Dziękuje
panu bardzo.
-No
to widzimy się za miesiąc.
-Dobrze
do widzenia.
Postanowiłam
zadzwonić do Lupe.
-Hej.
-Ania? Co tam u ciebie? Tak długo się nie odzywałaś- odparła z wyrzutem.
-Dobrze
właśnie wyszłam z gabinetu ginekologa.
-I
co jak dziecko? Znasz już płeć?- zapytała ciekawa.
-Dziecko
dobrze, a płeć znam to chłopiec.
-Super!
-No
a jak tam u was?- zapytałam by zmienić temat.
-W
porządku, nic nowego, chłopaki na treningu, bo dziś mecz.
-Wiem, będę oglądać. A jak tam z Jordim?
-Dobrze- odparła tajemniczo.
-Wiesz, o co mi chodzi.
-Jesteśmy
razem.
-Tak! Od kiedy?- zapytałam szczęśliwa.
-Paru
dni.
-Tak
bardzo się ciesze. A co u...-zawahałam się.
-Davida? Nie wiem chyba dobrze. Powiesz mu o dziecku?
-Po
co? Ma swoje życie.
-Ale
powinien wiedzieć, że będzie mieć syna.
-Nie
wiem, dobra będę kończyć, trzymaj się i pozdrów chłopaków.
-Dobrze
ty też się tam oszczędzaj.
***
Mijały
dni, miesiące, lata a ja dalej nie mogłam zapomnieć o Davidze,
kocham go tak bardzo, jak wtedy.
***
Robiłam
właśnie obiad, gdy ktoś zadzwonił do drzwi, jak zawsze Sergio
pobiegł otworzyć a ja od razu za nim, on chyba nigdy nie nauczy
się, że nie wolno otwierać samemu drzwi.
-Mmmammo!
-Co
się stało?
-Przecież
to Jordi Alba i Gerard Pique!
-Sergio
ciszej. Co tu robicie?
-Jak
to co, przyjechaliśmy was odwiedzić, tak dawno was nie widzieliśmy.
Jak
się okazało nie tylko Gerard i Jordi przyjechali, razem z nimi
Isabel i Lupe.
-Tak
za wami tęskniłam!
Staliśmy
w przedpokoju chyba 20 minut i się witaliśmy.
Sergio
ich nie pamiętał, bo dawno nas nie odwiedzili.
Poszłam
po synka, który schował się za drzwiami.
-Sergio
co się stało?- zapytałam kucając przed nim.
-Mamo
co tu robią piłkarze FC Barcelony?
-Nie
pamiętasz ich?
Maluch
pokręcił główką.
-Byli
już tu jak byłeś malutki, chodź przywitasz się.
Wzięłam
malca na ręce i poszłam do salonu, gdzie siedzieli goście.
-Sergio
poznaj wujka Gerarda i Jordiego i ciocie Isabel i Lupe.
-Ale
ty wyrosłeś- krzyknął Gerard.
-Mamy
coś dla ciebie, proszę.
Sergio
otworzył pudło, w którym znajdowała się koszulka z numerem 7 i
jego imieniem i ogromny miś ubrany w koszulkę Blaugrany.
-Dziękuje.
Uczyłam
Sergio od dziecka 2 języków, więc nie miał problemu z hiszpańskim.
Resztę
dnia spędziliśmy na rozmowach, ja z dziewczynami siedziałam na
tarasie, a chłopaki grali w piłkę.
-Wrócisz
do nas?
-Na
razie nie.
-Ania
musisz wrócić, mały ma tam rodzinę i ty też.
-Wiem
ale nie mogę- odparłam smutna.
-Pamiętaj,
że pomożemy Ci zawsze i możesz na nas liczyć.
-Dzięki.
-A
jak tam Sergio?
-Dobrze, jak widać rośnie jak na drożdżach i jest coraz bardziej podobny
do ojca.
-Powiem
Ci jedno, chłopaki dali niezłą lekcje Villi po tamtym zdarzeniu, ale on się zmienił jest inny, nie chodzi już na żadne imprezy i
nie związał się z żadną kobietą. Powinnaś mu powiedzieć, że
ma syna- powiedziała Isabel.
-Wiem, ale nie potrafię tam wrócić.
***
No i mamy przed ostatni rozdział, opowiadanie miało być dłuższe, ale nie wyszło czekam na wasze komentarze :)
Przedostatni? Niemożliwe! Tak szybko chcesz zakończyć tego bloga? Oh! Muszę przyznać, że Ania nie jest w dobrym położeniu. Ma synka z Davidem i nie chce mu o tym powiedzieć. Ale pewnie piłkarz i tak się dowie. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńno nie mów, że będziesz to kończyć ;( szkoda...bardzo lubię to opowiadanie :( ciekawe jak Ania powie o dziecku dla Davida. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Ciekawa jestem jak to się zakończy... Cóż, zapewne będzie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na ósmy do siebie: http://kochajtofajne.blogspot.com/
Dawno się tak nie uśmiałam przy opku, dziękuję!
OdpowiedzUsuńhttp://kochajtofajne.blogspot.com/ kolejny u mnie.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział zapraszam do mnie http://www.love-for-sport.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń