piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 10

***

Jordi...

Już wszystko rozumiem, ale jak można być takim dupkiem i maltretować taką dziewczynę, w ogóle jak można znęcać się nad jakąkolwiek dziewczyną.

Patrzyłem na nią jak zasypia i byłem szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy.

Przykryłem ją i poszedłem do swojej sypialni.


***

Ania...

Od mojej przeprowadzki minął już miesiąc, codziennie rozmawiam z którymś z piłkarzy. David dzwonił do mnie jednak ja na razie nie mogę mu wybaczyć tego, co zrobił.

Ze mną też zaczyna się coś dziać, codziennie wymiotuje, jem o wiele więcej niż wcześniej, dzisiaj postanowiłam iść do apteki.
Po 20 minutach czekałam na wynik.
2 kreski...

Nie to niemożliwe, to nie może być prawda, jestem w ciąży z nim.
Chciałam o nim zapomnieć, a teraz nie będę mogła.

***

Lupe...


Obudziłam się rano z uśmiechem na twarzy, Jordi już wszystko wie, ale nie martwię się, on nie jest taki jak Steven.
Jemu mogę zaufać.
Ubrałam się i zeszłam na dół, skąd dochodziły przepyszne zapachy.

Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na Jordiego, który właśnie śpiewał piosenkę z radia.
Nie umiałam już wytrzymać i zaczęłam się śmiać.
-O cześć- powiedział zmieszany.
-Ładnie śpiewasz.
-Haha bardzo śmieszne.
-Nie naprawdę.
-Dobra skończmy, chcesz naleśnika?
-Jasne- uśmiechnęłam się.
-To siadaj, zaraz będą.
-Ok.

***

Parę miesięcy później...


Siedziałam w poczekalni i czekałam na swoją kolej, dziś miałam się dowiedzieć jaką płeć będzie miało moje dziecko.
Davidowi nic nie powiedziałam, bo po co sama je wychowam.

-Pani Anna Vilanova?
Postanowiłam zmienić nazwisko i przyjąć po tacie.
-Tak to ja.
-Zapraszam do gabinetu.
Lekarz zrobił usg.
-Dziecko rozwija się prawidłowo i z tego, co widzę to będzie chłopiec.
-Naprawdę?- odparłam z uśmiechem.
-Tak.
-Dziękuje panu bardzo.
-No to widzimy się za miesiąc.
-Dobrze do widzenia.


Postanowiłam zadzwonić do Lupe.
-Hej.
-Ania? Co tam u ciebie? Tak długo się nie odzywałaś- odparła z wyrzutem.
-Dobrze właśnie wyszłam z gabinetu ginekologa.
-I co jak dziecko? Znasz już płeć?- zapytała ciekawa.
-Dziecko dobrze, a płeć znam to chłopiec.
-Super!
-No a jak tam u was?- zapytałam by zmienić temat.
-W porządku, nic nowego, chłopaki na treningu, bo dziś mecz.
-Wiem, będę oglądać. A jak tam z Jordim?
-Dobrze- odparła tajemniczo.
-Wiesz, o co mi chodzi.
-Jesteśmy razem.
-Tak! Od kiedy?- zapytałam szczęśliwa.
-Paru dni.
-Tak bardzo się ciesze. A co u...-zawahałam się.
-Davida? Nie wiem chyba dobrze. Powiesz mu o dziecku?
-Po co? Ma swoje życie.
-Ale powinien wiedzieć, że będzie mieć syna.
-Nie wiem, dobra będę kończyć, trzymaj się i pozdrów chłopaków.
-Dobrze ty też się tam oszczędzaj.

***

Mijały dni, miesiące, lata a ja dalej nie mogłam zapomnieć o Davidze, kocham go tak bardzo, jak wtedy.
Urodziłam zdrowego synka, który teraz ma już 4 lata i jest moim oczkiem w głowie.

***

Robiłam właśnie obiad, gdy ktoś zadzwonił do drzwi, jak zawsze Sergio pobiegł otworzyć a ja od razu za nim, on chyba nigdy nie nauczy się, że nie wolno otwierać samemu drzwi.
-Mmmammo!
-Co się stało?
Podeszłam do drzwi i zobaczyłam mojego synka, który z otwartą buzią przygląda się gościom.
-Przecież to Jordi Alba i Gerard Pique!
-Sergio ciszej. Co tu robicie?
-Jak to co, przyjechaliśmy was odwiedzić, tak dawno was nie widzieliśmy.
Jak się okazało nie tylko Gerard i Jordi przyjechali, razem z nimi Isabel i Lupe.
-Tak za wami tęskniłam!
Staliśmy w przedpokoju chyba 20 minut i się witaliśmy.
Sergio ich nie pamiętał, bo dawno nas nie odwiedzili.
Poszłam po synka, który schował się za drzwiami.
-Sergio co się stało?- zapytałam kucając przed nim.
-Mamo co tu robią piłkarze FC Barcelony?
-Nie pamiętasz ich?
Maluch pokręcił główką.
-Byli już tu jak byłeś malutki, chodź przywitasz się.
Wzięłam malca na ręce i poszłam do salonu, gdzie siedzieli goście.
-Sergio poznaj wujka Gerarda i Jordiego i ciocie Isabel i Lupe.
-Ale ty wyrosłeś- krzyknął Gerard.
-Mamy coś dla ciebie, proszę.

Sergio otworzył pudło, w którym znajdowała się koszulka z numerem 7 i jego imieniem i ogromny miś ubrany w koszulkę Blaugrany.
-Dziękuje.

Uczyłam Sergio od dziecka 2 języków, więc nie miał problemu z hiszpańskim.


Resztę dnia spędziliśmy na rozmowach, ja z dziewczynami siedziałam na tarasie, a chłopaki grali w piłkę.
-Wrócisz do nas?
-Na razie nie.
-Ania musisz wrócić, mały ma tam rodzinę i ty też.
-Wiem ale nie mogę- odparłam smutna.
-Pamiętaj, że pomożemy Ci zawsze i możesz na nas liczyć.
-Dzięki.
-A jak tam Sergio?
-Dobrze, jak widać rośnie jak na drożdżach i jest coraz bardziej podobny do ojca.
-Powiem Ci jedno, chłopaki dali niezłą lekcje Villi po tamtym zdarzeniu, ale on się zmienił jest inny, nie chodzi już na żadne imprezy i nie związał się z żadną kobietą. Powinnaś mu powiedzieć, że ma syna- powiedziała Isabel.
-Wiem, ale nie potrafię tam wrócić.



***
No i mamy przed ostatni rozdział, opowiadanie miało być dłuższe, ale nie wyszło czekam na wasze komentarze :) 


6 komentarzy:

  1. Przedostatni? Niemożliwe! Tak szybko chcesz zakończyć tego bloga? Oh! Muszę przyznać, że Ania nie jest w dobrym położeniu. Ma synka z Davidem i nie chce mu o tym powiedzieć. Ale pewnie piłkarz i tak się dowie. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie mów, że będziesz to kończyć ;( szkoda...bardzo lubię to opowiadanie :( ciekawe jak Ania powie o dziecku dla Davida. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem jak to się zakończy... Cóż, zapewne będzie ciekawie :)
    Zapraszam na ósmy do siebie: http://kochajtofajne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno się tak nie uśmiałam przy opku, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. http://kochajtofajne.blogspot.com/ kolejny u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział zapraszam do mnie http://www.love-for-sport.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń