piątek, 4 października 2013

Epilog

***

Wróciłam do domu, gdzie zastałam Davida i Sergio grającego na konsoli.
-Cześć.
-Hej kochanie jak tam?- przywitał mnie buziakiem w policzek.
-Dobrze.
-Sergio lekcje odrobione?- zapytałam syna.
-Tak mamo.
-Dobrze.


Podeszłam do łóżeczka, gdzie bawiła się Luisa.
-Cześć malutka, przeżyłaś z nimi?
Mała uśmiechnęła się do mnie.

***

Wieczorem siedziałam z małą na rękach i patrzyłam ja Sergio gra z tatą w piłkę.
Jestem szczęśliwa, jednak powrót tu był słuszny, mam rodzinę i kochającego męża.

***

U Lupe i Jordiego jest podobnie, są małżeństwem i razem wychowują 4 letniego synka Jose.


***



A wszystko to zaczęło się od niewinnego listu, a skończyło na miłości, która musiała przejść wiele trudnego, ale jeśli się czegoś naprawdę pragnie, to się to dostaje.
Cieszę się, że kiedyś zaryzykowałam i teraz jestem szczęśliwa...


*** 
No i mamy koniec, przepraszam, że tak mało napisałam, ale więcej nie umie, dziękuje za te wszystkie odwiedziny i komentarze, jesteście najlepsi :*

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 13

***

Wczoraj długo rozmawiałam z Lupe, przemyślałam wszystko i postanowiłam wrócić do Hiszpanii.
Sergio nie może wychowywać się bez ojca.
Pozbierałam najpotrzebniejsze rzeczy i o 9 pojechaliśmy na lotnisko. Godzinę później siedzieliśmy już w samolocie.
-Sergio cieszysz się, że jedziemy do dziadka?
-Tak!
-Będziesz się bawił z Rico.
-Mamo?
-Tak?
-Gdzie jest tata?
-Poznasz go już niedługo- odparłam cicho.
-A pójdziemy na stadion?
-Jasne.
-A będę mógł pograć z wujkami?
-Tak będziesz mógł.
-To super.

Resztę lotu Sergio przespał a ja zastanawiałam się co mam powiedzieć Davidowi, bałam się spotkania z nim, cholernie się bałam.

W Barcelonie byliśmy już o 13, na lotnisku czekał tata.
-Cześć tato.
-Cześć, hej mały szkrabie- powiedział i kucnął przed chłopcem.
-Dziadek!
Zabraliśmy torby i ruszyliśmy do domu Tito.
Na miejscu powitał nas już dorosły Rico, który od razu zaczął bawić się z Sergio, a ja z tatą usiedliśmy w salonie.

-Tak się ciesze, że zostajecie już na stałe, nudno tu było bez ciebie a teraz jeszcze mój kochany Sergio.
-Dziękuje, że nas przyjąłeś.
-Dla was zawsze drzwi są otwarte.
-Dziękuje.
- Co postanowiłaś? Powierz mu?
-Tak powiem, Sergio nie może wychowywać się bez ojca.
-Dobrze robisz, ale czemu nie powiedziałaś mi wcześniej, że wyjeżdżasz przez Davida.
-Nie mogłam, nie chciałam, żeby to wpłynęło na jego pozycje w zespole.
-Ok, chcecie coś jeść?
-Ja nie, ale mały na pewno.
-Dobrze.

***

Rano Tito poszedł na trening, a ja czekałam aż mały się obudzi.
Przygotowałam śniadanie i czekałam na niego.
Usłyszałam tupot stup i po chwili w kuchni pojawił się zaspany Sergio.
-Cześć mamo.
-Hej, głodny?
-Tak.
-Zjedz i pójdziemy na trening zrobimy im niespodziankę.
Jak Sergio to usłyszał to w ekspresowym tempie zjadł śniadanie i poszliśmy się ubrać.
Nie dziwię mu się od malutkiego kochał Barce i chciał spotkać się z piłkarzami.
Po 30 minutach byliśmy w drodze na stadion.
Przed stadionem jak zawsze tłumy, podeszliśmy do ochroniarza i pokazałam przepustki, ten tylko krzywo się na nas popatrzył i przepuścił.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam z Sergio na murawę.
Pierwszy zobaczył nas Leo, który ze zdziwienia otworzył buzie.
Piłkarze popatrzyli na niego jak na idiotę, dopiero później popatrzyli na nas i wyglądali tak samo jak Leo.
Myślałam, że nie wytrzymam i parsknę śmiechem jednak opanowałam się.

Sergio widząc piłkarzy przestraszył się i schował się za mną.
-Nie bój się- powiedziałam i wzięłam go na ręce.
Jako pierwsi podbiegli do nas Carles i Gerard.
-Cześć.
-Czy mnie oczy nie mylą to nasza Ania? Tak się stęskniłem- krzyknął kapitan.
-Ja też.
-A to kto?
-Sergio poznaj wujka Carlesa.
-Carles Puyol- powiedział maluch szeptem.
-Ooo ktoś tu nas zna hej maluchu- powiedział przyjaźnie Carles a mały uśmiechnął się.
Dalej każdy podchodził i witał się.
Chyba zepsuliśmy Tito trening, jednak ten z uśmiechem patrzył na nas.
Odnalazłam wzrokiem Davida, stał z daleka i przyglądał nam się.

***

David...


Znowu ją zobaczyłem, nic się nie zmieniła, może wypiękniała.
Byłem głupcem bawiąc się nią jak zabawką.
Nie powinienem tego robić, a teraz nie umiem przeprosić.
Przyszła tu z jakimś dzieckiem, pewnie ma męża i wspaniałe życie a ja jestem nikim.
Nie mogę ułożyć sobie życia z kimś innym, bo wciąż myślę o niej, jednak minęło już 5 lat, muszę zapomnieć, ale dlaczego to jest takie trudne.

***

Ania...

Marzenie Sergio spełniło się, właśnie grał z piłkarzami w piłkę.
Usiadłam koło Tito i patrzyłam jak się wygłupiają, tylko jeden z nich siedział na boku i im się przyglądał, tym kimś był on.
W pewnym momencie Sergio odszedł od piłkarzy i podszedł do Davida.

***

David..


Siedziałem i patrzyłem jak oni bawią się z chłopcem, a ja nie mogłem zżerał mnie wstyd.
W jednej chwili przede mną staną chłopiec.
-Cześć- powiedział z uśmiechem.
-Hej mały jak masz na imię?
-Sergio.
-A ja David.
-Wiem, chyba każdy zna jednego z najlepszych napastników na świecie, chcesz z nami pograć?
-Nie wiem, czy mogę.
-Możesz, chodź.
Mały wyciągnął do mnie rękę, którą przyjąłem i poszedłem za nim.
Miał coś w sobie, był naprawdę przekonujący, uroczy i kogoś mi przypominał.

***

Ania..

Patrzyłam na tę sytuacje z uśmiechem na twarzy, to było urocze.

Chłopaki pograli z małym. a ja podeszłam do Gerarda.
-Powiesz mu?- zapytał.
-Tak, możecie pograć na chwile z małym a ja porozmawiam z Davidem.
-Dobra. Ej chłopaki gramy mecz- krzyknął do innych.
-Dobra- krzyknął Alves.
-Ale nie ty David- powiedział do napastnika i popchnął go w moją stronę.
Serce waliło mi ja szalone.
-Cześć. Co u ciebie?- zapytał nieśmiało.
-Hej, w porządku.
-Ania ja... ja chciałem przeprosić. Zachowałem się jak palant, debil, teraz już to wiem.
Nie powinienem tego robić, gdybym mógł cofnąć czas nie zrobiłbym tego, zrozumiałem to po twoim wyjeździe, chciałem do ciebie pojechać jednak nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jesteś, ale nie dziwię się im.
Jeszcze raz przepraszam.
-David..


***

Ania..

Popatrzyłam w jego piękne brązowe tęczówki i zobaczyłam skruchę, wiem, że mówił to szczerze.
Podeszłam bliżej niego i przytuliłam go.
5 lat minęło a nic się nie zmienił dalej był czarujący.
Odwzajemnił mój uścisk.
-Jak Ci się powodzi? Widzę, że masz syna, pewnie też męża- powiedział ciszej.
-Nie mam męża.
-To chłopaka.
-Nie. David posłuchaj mnie... Sergio to twój syn.
-Co?!
-Tak.
-Nie to nie jest prawda, czemu mi nie powiedziałaś?!
-Przepraszam, ale nie mogłam, czułam się okropnie z tym co mi zrobiłeś.
-Ile on ma lat?
-4.
-No to wszystko jasne.
-David ja wiem, że źle zrobiłam, ale ty mnie skrzywdziłeś, uciekłam dopiero później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

***

David..

Sergio to mój syn!
Zawsze chciałem mieć syna, wiedziałem, że coś w nim jest ze mnie, to było widać.
Co mam zrobić?
Nie stracę jej drugi raz ,nie teraz!
Podszedłem bliżej niej i pocałowałem ją, nie odepchnęła mnie.

***

Ania...


Pocałował mnie! Tak długo na to czekałam, dalej go kocham nie ważne, że minęło 5 lat, chcę z nim być.
-Ania ja... ja cię kocham!
-Ja ciebie też David.


Piłkarze zaczęli krzyczeć i wiwatować, tylko Sergio nie wiedział, o co chodzi.
Podbiegł do nas i się przytulił.
-Sergio to twój tata.
-Super!
Mały przytulił się do Davida.

Po treningu wszyscy wróciliśmy szczęśliwi do domów.


***
No i mamy ostatni rozdział jeszcze tylko epilog :)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 12

***

Nie wiem jak długo, ale dalej biegłam, chciałam być jak najdalej od tego miejsca, od tego potwora.
Potknęłam się o coś i upadłam.

***

Jordi...


Mijał kolejny dzień a w zasadzie to noc, nie umiem spać, jeżdżę bezczynnie po ulicach Barcelony, objechałem już chyba całe miasto, teraz zostały mi tylko obrzeża.
Nie ma żadnych aut, jestem tylko ja.

Jadę już kolejną godzinę, po chwili zauważem coś leżącego na poboczu, zaciekawiony wychodzę z auta.
Podszedłem bliżej i oniemiałem.
-Boże Lupe!

Zabrałem ją szybko i zawiozłem na pogotowie.

Siedziałem już kolejną godzinę na szpitalnym korytarzu, nic nie wiem, lekarze dalej robią jej badania.
Po chwili do szpitala wbiega Gerard, Cesc i Isabel.
-Co z nią?
-Nie wiem, robią jej badania.

Z sali Lupe wychodzi lekarz.
-Co z nią?- zapytałem przestraszony.
-Jest odwodniona i wykończona, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
-Czy mogę ją zobaczyć?
-Tak, ale tylko na chwilę.
-Dobrze.

Wszedłem do sali, na dużym łóżku leżała Lupe, wyglądała okropnie, cała blada i w sinikach. Chciało mi się płakać.
Usiadłem obok i chwyciłem ją za rękę.
-Lupe, już nic Ci nie grozi, jestem przy tobie.
-Gdzie ja jestem?- zapytała słabo.
-W szpitalu, pamiętasz coś?
-Ostatnie co pamiętam to, że biegłam i chyba się przewróciłam.
-Spokojnie śpij, później pogadamy.
-A zostaniesz ze mną?
-Tak, zostanę już na zawsze.

Siedziałem przy niej całą noc i patrzyłem jak śpi.

***

Lupe..


Obudziłam się rano i zobaczyłam śpiącego Jordiego, wyglądał tak słodko.
Nie wiem, jak znalazłam się w szpitalu i jak on się tu znalazł, ale to teraz jest nieistotne.
Ważne, że jest obok mnie.
-Hej- odparł otwierając oczy.
-Cześć, nie chciałam Cię obudzić.
-Nic się nie stało. Jak się czujesz?
-Dobrze.
-Zaczekaj, idę po lekarza.


Po chwili do sali wrócił Jordi z panią doktor.
Po 15 minutach badania mnie powiedziała.
-Pani stan jest dobry, jeśli wszystko będzie dobrze, to jutro panią wypiszemy.
-Dziękuje.
Uśmiechnęła się i wyszła.


-Jordi jak ja się tu znalazłam?- zapytałam patrząc na piłkarza.
-Znalazłem Cię, leżącą za jezdni.
-Co robiłeś w nocy na obrzeżach miasta.
-Nie mogłem spać, szukałem Cię.
Powiesz mi co się stało?


Opowiedziałam mu całą historię i zaczęłam płakać.
-Lupe spokojnie już nic Ci nie grozi, jestem tu.
-Jordi, ale on wróci i Cię skrzywdzi. Nie możemy być razem, proszę Cię odejdź, dla twojego dobra.
-Nie, Lupe nigdzie nie pójdę, nigdy Cię nie opuszczę, zawsze będę z tobą.
-Ale Jordi..
-Nie, zrozum to, kocham Cię.
Powiedział to, powiedział, że mnie kocha a ja już wiem..
-Ja ciebie też.


Pocałowaliśmy się, tak bardzo mi tego brakowało, smaku jego ust.

Po chwili do sali wbiegł Gerard i Cesc.
-Ups my chyba nie w porę.
-Cześć chłopaki!- powiedziałam z uśmiechem.



Następnego dnia wróciłam z Jordim do domu.

Po paru dniach dowiedziałam się, że złapali Steven i tak szybko na wolność nie wyjdzie, bo okazało się, że ja nie byłam jego pierwszą ofiarą.

Jestem szczęśliwa, że to piekło się skończyło, teraz tylko muszę pomóc Davidowi i Ani.




***

No i mamy nowy w następnym będzie więcej Ani i Davida, proszę was o komentarze to bardzo motywuje :) 

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 11

***

Wszystko wracało powoli do normy, Jordi odwiedza mnie codziennie, bardzo się ciesze, że jest przy mnie i chyba zaczynam coś do niego czuć.
Myślę o nim cały czas, śni mi się po nocach.
Chyba się zakochałam...


***

Ania..


Myślałam nad tym, co powiedziały mi dziewczyny.
Może mają racje? Może David się zmienił?
Wiem, że Sergio nie może wychowywać się bez ojca, ale ja okropnie boję się spotkania z nim.
Z każdym dniem Sergio jest coraz bardziej podobny do ojca, z wyglądu i z zachowania.
-Mamo!
-Tak?
-Kiedy pojedziemy do dziadka?
-Za niedługo a co stęskniłeś się?
-Tak!
-No to obiecuje Ci, że za jakiś czas pojedziemy dobrze?
-Tak.
-A teraz chodź, bo spóźnisz się do przedszkola.
-Dobrze a mogę zabrać piłkę?
-Możesz.


***
Lupe..

Postanowiłam zrobić małe zakupy, dzisiaj miał wpaść do mnie Jordi i paru piłkarzy.
Po godzinie wychodziłam ze sklepu obładowana zakupami.
Szłam powoli jednak, wydawało mi się, że coś mnie obserwuje, od dłuższego czasu tak mam.
Odwróciłam się za siebie, jednak nikogo nie zobaczyłam.
Stałam już przed drzwiami, odwróciłam się i zobaczyłam twarz, a potem już nic...

***

Wracałem z treningu zmęczony, ale szczęśliwy, bo znowu zobaczę Lupe, moją Lupe.
Podjechałem pod jej dom i zobaczyłem dziwny widok.
Przed wejściem do domu były porozrzucane zakupy a w drzwiach klucz.
Wszedłem do środka i zacząłem szukać mojej Lupe.
Nigdzie jej nie znalazłem, spanikowany pojechałem do Gerarda.

Drzwi otworzyłam mi Shakira.
-Hej Jordi co u ciebie?
-Cześć, jest Gerard? Muszę z nim szybko porozmawiać.
-Tak jest siedzi w salonie, ale co się stało?
Nic nie odpowiedziałem tylko pobiegłem do salonu.
-Siema Jordi!
-Lupe zniknęła!- krzyknąłem przerażony.
-Jak to zniknęła?!
-Nie wiem.
-Dobra spokój siadaj i opowiadaj, co się stało?
Opowiedziałem im całą historie, a potem zakryłem twarz dłońmi.
-Jordi spokojnie na pewno nic jej nie jest.
-Co ja mam robić!
-Spokój! Zastanówmy się kto mógł ją porwać.
-Steven...
-Kto?
-Steven, to jej były chłopak więził ją i gwałcił.
Cudem udało jej się uciec.
Jak on jej coś zrobił to go zabije!
-Chodźmy na policje.

Po godzinie siedzieliśmy na posterunku, opowiedziałem im całą historię.
-Panie Alba proszę się uspokoić i wrócić do domu, może porywać się odezwie, proszę czekać.
-Dobrze.


Wróciłem do domu wykończony, jednak nie umiałem zasnąć, cały czas myślałem o Lupe.


***

Obudziłam się z okropnym bólem głowy, rozejrzałam się dookoła, nie wiem, gdzie jestem, mam związane ręce i nogi.
Ostatnie co pamiętam to, że byłam już przed domem, odwróciłam się i zobaczyłam twarz, znajomą twarz.

Po chwili do pomieszczenia ktoś wszedł.
-O śpiąca królewna się obudziła.
-Czego chcesz?- zapytałam przestraszona.
-Ciebie.
Dopiero teraz zauważyłam twarz.
-Steven..
-Tak we własnej osobie, już drugi raz nie dam ci uciec.
-Wypuść mnie!- krzyknęłam.
-Nigdy.
-Proszę.
-Nawet twoje proszenie mnie nie przekona, jesteś moja, słyszysz? Moja!

Przykucnął przy mnie i chciał mnie pocałować, ale ja splunęłam mu w twarz.
On od razu zareagował i uderzył mnie.

***

Minęło już 5 dni odkąd porwali Lupe, nikt się nie odezwał, co mam robić?
Wszyscy starają się mnie pocieszyć, za co jestem im bardzo wdzięczny.

***

Nie wiem ile już tu jestem, ale mam dość, chcę do Jordiego, nie wiem co mam robić ten sam scenariusz, wszystko jest tak samo.
Steven znowu to robi, znęca się nade mną.
Muszę się stąd wydostać.
Wiem, że jest ich dwóch, Steven i jakich facet, który pilnuje drzwi.
Zaczęłam się ruszać i jakimś cudem udało mi się uwolnić ręce, rozplątałam nogi i szybko pobiegłam do drzwi, które dziwnym trafem były otwarte.
Wzięłam do ręki jakiś metalowy kij i uderzyłam śpiącego strażnika.

Jakoś wydostałam się z domu i pobiegłam przed siebie.



***

Wiem rozdział krótki, ale chciałam jeszcze trochę przedłużyć opowiadanie, będzie 13 rozdziałów i epilog więc zbliżamy się do końca papa :*

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 10

***

Jordi...

Już wszystko rozumiem, ale jak można być takim dupkiem i maltretować taką dziewczynę, w ogóle jak można znęcać się nad jakąkolwiek dziewczyną.

Patrzyłem na nią jak zasypia i byłem szczęśliwy, szczęśliwy jak nigdy.

Przykryłem ją i poszedłem do swojej sypialni.


***

Ania...

Od mojej przeprowadzki minął już miesiąc, codziennie rozmawiam z którymś z piłkarzy. David dzwonił do mnie jednak ja na razie nie mogę mu wybaczyć tego, co zrobił.

Ze mną też zaczyna się coś dziać, codziennie wymiotuje, jem o wiele więcej niż wcześniej, dzisiaj postanowiłam iść do apteki.
Po 20 minutach czekałam na wynik.
2 kreski...

Nie to niemożliwe, to nie może być prawda, jestem w ciąży z nim.
Chciałam o nim zapomnieć, a teraz nie będę mogła.

***

Lupe...


Obudziłam się rano z uśmiechem na twarzy, Jordi już wszystko wie, ale nie martwię się, on nie jest taki jak Steven.
Jemu mogę zaufać.
Ubrałam się i zeszłam na dół, skąd dochodziły przepyszne zapachy.

Oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam na Jordiego, który właśnie śpiewał piosenkę z radia.
Nie umiałam już wytrzymać i zaczęłam się śmiać.
-O cześć- powiedział zmieszany.
-Ładnie śpiewasz.
-Haha bardzo śmieszne.
-Nie naprawdę.
-Dobra skończmy, chcesz naleśnika?
-Jasne- uśmiechnęłam się.
-To siadaj, zaraz będą.
-Ok.

***

Parę miesięcy później...


Siedziałam w poczekalni i czekałam na swoją kolej, dziś miałam się dowiedzieć jaką płeć będzie miało moje dziecko.
Davidowi nic nie powiedziałam, bo po co sama je wychowam.

-Pani Anna Vilanova?
Postanowiłam zmienić nazwisko i przyjąć po tacie.
-Tak to ja.
-Zapraszam do gabinetu.
Lekarz zrobił usg.
-Dziecko rozwija się prawidłowo i z tego, co widzę to będzie chłopiec.
-Naprawdę?- odparłam z uśmiechem.
-Tak.
-Dziękuje panu bardzo.
-No to widzimy się za miesiąc.
-Dobrze do widzenia.


Postanowiłam zadzwonić do Lupe.
-Hej.
-Ania? Co tam u ciebie? Tak długo się nie odzywałaś- odparła z wyrzutem.
-Dobrze właśnie wyszłam z gabinetu ginekologa.
-I co jak dziecko? Znasz już płeć?- zapytała ciekawa.
-Dziecko dobrze, a płeć znam to chłopiec.
-Super!
-No a jak tam u was?- zapytałam by zmienić temat.
-W porządku, nic nowego, chłopaki na treningu, bo dziś mecz.
-Wiem, będę oglądać. A jak tam z Jordim?
-Dobrze- odparła tajemniczo.
-Wiesz, o co mi chodzi.
-Jesteśmy razem.
-Tak! Od kiedy?- zapytałam szczęśliwa.
-Paru dni.
-Tak bardzo się ciesze. A co u...-zawahałam się.
-Davida? Nie wiem chyba dobrze. Powiesz mu o dziecku?
-Po co? Ma swoje życie.
-Ale powinien wiedzieć, że będzie mieć syna.
-Nie wiem, dobra będę kończyć, trzymaj się i pozdrów chłopaków.
-Dobrze ty też się tam oszczędzaj.

***

Mijały dni, miesiące, lata a ja dalej nie mogłam zapomnieć o Davidze, kocham go tak bardzo, jak wtedy.
Urodziłam zdrowego synka, który teraz ma już 4 lata i jest moim oczkiem w głowie.

***

Robiłam właśnie obiad, gdy ktoś zadzwonił do drzwi, jak zawsze Sergio pobiegł otworzyć a ja od razu za nim, on chyba nigdy nie nauczy się, że nie wolno otwierać samemu drzwi.
-Mmmammo!
-Co się stało?
Podeszłam do drzwi i zobaczyłam mojego synka, który z otwartą buzią przygląda się gościom.
-Przecież to Jordi Alba i Gerard Pique!
-Sergio ciszej. Co tu robicie?
-Jak to co, przyjechaliśmy was odwiedzić, tak dawno was nie widzieliśmy.
Jak się okazało nie tylko Gerard i Jordi przyjechali, razem z nimi Isabel i Lupe.
-Tak za wami tęskniłam!
Staliśmy w przedpokoju chyba 20 minut i się witaliśmy.
Sergio ich nie pamiętał, bo dawno nas nie odwiedzili.
Poszłam po synka, który schował się za drzwiami.
-Sergio co się stało?- zapytałam kucając przed nim.
-Mamo co tu robią piłkarze FC Barcelony?
-Nie pamiętasz ich?
Maluch pokręcił główką.
-Byli już tu jak byłeś malutki, chodź przywitasz się.
Wzięłam malca na ręce i poszłam do salonu, gdzie siedzieli goście.
-Sergio poznaj wujka Gerarda i Jordiego i ciocie Isabel i Lupe.
-Ale ty wyrosłeś- krzyknął Gerard.
-Mamy coś dla ciebie, proszę.

Sergio otworzył pudło, w którym znajdowała się koszulka z numerem 7 i jego imieniem i ogromny miś ubrany w koszulkę Blaugrany.
-Dziękuje.

Uczyłam Sergio od dziecka 2 języków, więc nie miał problemu z hiszpańskim.


Resztę dnia spędziliśmy na rozmowach, ja z dziewczynami siedziałam na tarasie, a chłopaki grali w piłkę.
-Wrócisz do nas?
-Na razie nie.
-Ania musisz wrócić, mały ma tam rodzinę i ty też.
-Wiem ale nie mogę- odparłam smutna.
-Pamiętaj, że pomożemy Ci zawsze i możesz na nas liczyć.
-Dzięki.
-A jak tam Sergio?
-Dobrze, jak widać rośnie jak na drożdżach i jest coraz bardziej podobny do ojca.
-Powiem Ci jedno, chłopaki dali niezłą lekcje Villi po tamtym zdarzeniu, ale on się zmienił jest inny, nie chodzi już na żadne imprezy i nie związał się z żadną kobietą. Powinnaś mu powiedzieć, że ma syna- powiedziała Isabel.
-Wiem, ale nie potrafię tam wrócić.



***
No i mamy przed ostatni rozdział, opowiadanie miało być dłuższe, ale nie wyszło czekam na wasze komentarze :)